niedziela, 11 listopada 2012

(20) Wariatkowo

Czuję się psychicznie wykończona. Od września nie miałam chwili spokoju aby usiąść, poczytać czy napisać tu cokolwiek. Wracam z pracy padnięta, zmarnowana i fizycznie i psychicznie. Ciężko w to uwierzyć innym bo jak to można zmęczyć się pracując w ciucholandzie, otóż można.. w szczególności jak ma się takich wspaniałych przełożonych..

Dni mijają mi jeden za drugim, Wstaje rano, biegnę do pracy, wracając z pracy biegne do domu gotować obiad, ugotuję i czekam na Ł. zanim wróci jeszcze troche posprzątam, gdy wróci zjemy i jestem tak zmęczona, że mogę iść spać. Nie wiem czy to jesień mnie tak umęczyła, ale po prostu nie miałam siły i czasu na nic.

Tęsknie za tym aby usiąść spokojnie w fotelu, zrobić kawę i pogrążyć się w lekturze jakiejś książki, pomijając już to jak bardzo jestem w tyle z nowościami, w ogóle już nie przyznaje się nikomu, że czytam bo nie czytam.. i nie umiem już nic odpowiedzieć na pytanie "A czytałaś tą nową książkę......?" Bo nie czytałam.

Mój Ł. bardzo mi pomaga, to nie jest tak, że mam na głowie i prace i dom i wszystko. Praca mnie tak wykańcza, dusze się tam. Może nie sama praca, ale atmosfera i to nie ta pomiędzy mną a koleżanką, tylko miedzy szefostwem a mną. Przyzwyczajona byłam, że w każdym miejscu pracy dawałam z siebie wszystko i inni to widzieli, nikt nigdy się na mnie nie zawiódł i zawsze byłam chwalona, a tu tak nie jest, cokolwiek bym nie zrobiła, i tak będzie źle, od początku byli do mnie źle nastawieni, bez powodu. To po co mnie zatrudniali?

Czy po ślubie wszystko się zmienia? Tak. Zdecydowanie. U mnie zmieniło się na lepsze. Jesteśmy sobie bliżsi, bałam się jak to będzie gdy zamieszkamy razem, ale nie potrzebnie bo jest wspaniale. Ustaliliśmy pewne zasady, których się trzymamy i myślę, że to najlepsza droga do sukcesu.

Zakochana jestem po uszy.
Motyle w brzuchu mam.
Umieram z tęsknoty.

Czekam...